O niepoprawnym snobizmie językowym słów kilka (Monika Morusiewicz)
W codziennej komunikacji wystarczy niewiele słów, żeby przekazać komuś konkretną informację. Zgodnie z teorią Penguin English znajomość ponad 1000 wyrazów daje sposobność do nawiązania podstawowego kontaktu. Oznacza to, że w przeważającej większości nie używamy skomplikowanych wyrażeń (oczywiście zależy to od poziomu wykształcenia i oczytania) w celu opisania przeżywanego stanu. Minimalizm w doborze słów ułatwia komunikację i sprawia, że przekaz jest zrozumiały dla każdego rozmówcy.
Jednak zdarza się, że niektóre jednostki pragną poszerzać zakres słownictwa. Niewątpliwie jest to słuszna inicjatywa, gdyż język polski jest wdzięcznym obszarem do poszukiwań, również tych semantycznych. Używanie niepospolitych wyrażeń wzbogaca i poszerza horyzonty intelektualne, ale w tym działaniu należy zachować umiar. Trzeba posiadać wewnętrzne wyczucie w tym, aby mądrze i odpowiednio korzystać z potencjału rzadko używanych, nawet archaicznych słów. Chcąc pokazać lingwistyczną wyższość nad innymi, można nieświadomie zaliczyć językowe faux pas.
Przykładem może być sytuacja, której niedawno byłam świadkiem. Na pytanie kasjerki, czy wydrukować potwierdzenie zapłaty kartą, stojąca przede mną klientka odpowiedziała (po kilkunastosekundowej wewnętrznej walce, która forma jest poprawna): „To nie jest… rewelentne”.
Kurtyna.
Monika Morusiewicz – ukończyła zarządzanie kulturą i mediami na Uniwersytecie Jagiellońskim. Bardzo lubi słowa, a najbardziej ceni je wtedy, gdy pisze coś własnego. Jej marzeniem jest wydanie książki, którą na przemian pisze i poprawia.